To nie przypadek, że osoby które kochamy wywołują w nas najsilniejsze emocje.
To brzmi trochę jak sprzeczność, prawda? Kochamy kogoś, a jednak… potrafimy się na tą osobę naprawdę wściec. Bardziej niż na kogokolwiek innego. Partner, dziecko, mama, przyjaciel – ci, którzy są nam najbliżsi, często wywołują w nas najsilniejsze emocje. Dlaczego tak się dzieje?
Bo bliskość równa się oczekiwania
Kiedy ktoś jest dla nas ważny, automatycznie pojawiają się różne oczekiwania. Chcemy, żeby to co jest dla nas ważne było ważne dla naszych bliskich. Chcemy, żeby nasi bliscy nas rozumieli, najlepiej bez słów. Żeby widzieli świat tak jak my, podejmowali podobne decyzje, byli naszym wsparciem. Mamy nadzieję, że będą myśleć podobnie, czuć podobnie, być po naszej stronie.
A gdy zachowają się inaczej, niż tego potrzebujemy – czujemy się zawiedzeni. I pojawia się złość. Bo przecież „on/ona powinien/powinna wiedzieć”, „jak mógł/mogła tak zrobić?!”.
Złość to często sygnał, że się różnimy
Złość w relacji nie zawsze wynika z tego, że ktoś zrobił coś „złego”. Często chodzi o to, że zrobił coś po swojemu, a nie po naszemu. Inaczej zareagował, inne rzeczy uznał za ważne. A to budzi frustrację i rozczarowanie – zwłaszcza gdy spodziewaliśmy się czegoś zupełnie innego.
Złościmy się, bo w takich momentach widzimy wyraźnie, że ta bliska osoba to nie my. I że nie zawsze będzie działać tak, jakbyśmy tego chcieli.
Zdarza się, że kochając kogoś, zaczynamy sobie w głowie tworzyć obraz tego, jaki powinien być. Jak powinien się zachowywać, co mówić, jak reagować. I kiedy ten obraz się nie zgadza z rzeczywistością – czujemy frustrację.
Wspólne wartości
Trudno jest zbudować dobrą relację – czy to romantyczną, przyjacielską czy rodzinną – bez fundamentu jaki dają podzielane wartości. Dobrze jest mieć z kimś podobne spojrzenie na świat, dzielić się tym, co ważne, mieć podobne priorytety. Wtedy łatwiej się porozumieć, planować, łatwiej się wspierać. Jednak gdy ktoś nie podziela naszych wartości, i działa inaczej niż byśmy tego oczekiwali – reagujemy złością. Jest tak dlatego, że wartości to dla nas coś więcej niż tylko poglądy – to nasz wewnętrzny kompas. To w oparciu o wartości decydujemy, co jest „dobre” i „złe”, co ważne, a co mniej istotne, na co poświęcić czas i uwagę. Kiedy bliska osoba postępuje wbrew temu, w co wierzymy, odbieramy to często jak osobisty atak – jakby kwestionowała naszą tożsamość. Zaczyna się wtedy pojawiać poczucie, że „nie gramy do jednej bramki”, że coś w tej relacji się rozjeżdża. I właśnie to poczucie rozbieżności – a nie sama różnica zdań – potrafi wzbudzić w nas największą złość.
Dlatego, jeśli jesteśmy wege z przekonania, a nasz partner zajada się stekiem, może nas to uwierać nie tylko dlatego, że „nie lubimy zapachu mięsa”, ale dlatego, że czujemy, iż ignoruje coś, co dla nas jest moralnie istotne. Albo kiedy dla nas priorytetem jest czas z rodziną, a bliska osoba regularnie wybiera wieczory ze znajomymi – odbieramy to nie jako zwykły wybór, ale jako sygnał, że nasze priorytety nie są dla niej tak samo ważne. W takich momentach czujemy, jakby ktoś podważał fundament, na którym budujemy swoje życie – i właśnie to poczucie rozbieżności potrafi wzbudzić w nas największą złość.
To co z tą złością?
- Zamiast od razu odpalać się emocjonalnie, warto się na chwilę zatrzymać i zapytać siebie: o co mi tak naprawdę chodzi? Może o to, że czuję się pominięty/a? Albo że moje potrzeby zostały zignorowane?
- Warto pogadać z drugą osobą – nie z poziomu oskarżeń, tylko z poziomu emocji i potrzeb.
- Dobrze też zauważyć, że różnice nie muszą być zagrożeniem. Czasem są okazją, żeby się czegoś o sobie nawzajem nauczyć.
- I najważniejsze: złość to często znak, że coś jest dla nas ważne. Że nam zależy.


